O tym jak wyglądały Dźwierzuty ponad 70 lat temu, a także jaką funkcję niegdyś spełniała dzisiejsza organistówka, opowiada jeden z najstarszych mieszkańców miejscowości, Bolesław Rynkiewicz. Trafił on do pobliskiego Łupowa już w 1941 roku, kiedy został skierowany do prac przymusowych w gospodarstwie rolnym.

limg("14_FOTO.JPG", "Bolesław Rynkiewicz

od ponad 70 lat mieszka na terenie gminy Dźwierzuty");

PRZED WOJNĄ

Bolesław Rynkiewicz urodził się 5 czerwca 1927 roku w Rogóźnie koło Grudziądza. Jego ojciec pracował w melioracji i zajmował się układaniem faszyny wzdłuż brzegów przepływającej niedaleko Wisły. Matka zaś skupiała się na prowadzeniu gospodarstwa i wychowaniu dzieci. Pan Bolesław edukację rozpoczął rok wcześniej niż rówieśnicy. Jako że od najmłodszych lat wyróżniał się spośród innych dzieci, jego mama poszła do dyrektora szkoły z prośbą, by ten umożliwił jej synowi szybsze rozpoczęcie nauki. Po zdaniu niezbędnych egzaminów chłopiec zaczął naukę w oddalonym o kilka kilometrów Leśniewie. Z tego okresu najbardziej utkwił mu w pamięci wyjazd do pobliskiego Grudziądza. Dwa miesiące po śmierci Józefa Piłsudskiego, jedna z nauczycielek zorganizowała dla wszystkich podopiecznych wyjazd na pokaz filmu obrazującego przebieg jego pogrzebu. Chętnych było tak wielu, że cały konwój obejmował aż 7 furmanek. Niestety w spokojne idylliczne życie wdzierało się coraz więcej przesłanek świadczących o zbliżającej się nieuchronnie wojnie. W pobliskim lasku, do którego razem z rodzeństwem często chodził się bawić, zaczęły stacjonować oddziały Wojska Polskiego. Żołnierze byli jednak bardzo mili i nadal pozwalali odwiedzać dobrze znane im leśne miejsca. Rodzice pana Bolesława przygotowali plan na wypadek wojny. Jego pochodzący z Wileńszczyzny ojciec uważał, że opuszczenie rodzinnych stron będzie jedyną szansą na uniknięcie zniemczenia dzieci.

WOJENNA ROZŁĄKA

Zaraz po wybuchu wojny matka wraz z dziećmi planowała udać do rodziny w Łazach pod Chorzelami. Ojciec początkowo miał zostać na miejscu. Zgodnie z wojskowymi planami, by opóźnić ruchy wrogich wojsk, planowano wysadzenie tam znajdujących się na rzece Osa. Choć wszyscy wojny się spodziewali, sam jej początek był nieco zaskakujący. - Po prostu jak zwykle z rana wyszliśmy z bratem do szkoły. W pobliskim lasku nie było już jednak naszego wojska, a drogą prowadzącą w kierunku Grudziądza poruszały się oddziały niemieckie – mówi pan Bolesław. – W tym dniu do szkoły już nie poszliśmy. Zgodnie z planem matka wraz z dziećmi udała się do niewielkiej miejscowości pod Chorzelami.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.