Na oczach lokatorów marnieje stara przedwojenna kamienica na ul. 1 Maja. Niegdyś o wysokim standardzie, dziś z przeciekającym dachem, dziurawymi drzwiami

i ciągle zalanym podwórkiem oferuje warunki mieszkaniowe urągające ludzkiej godności.

Gehenna lokatorów

Przy ul.1 Maja 16 stoi przedwojenna kamienica, obecnie stanowiąca nędzne resztki tego, czym była w przeszłości. Do dziś na ścianach korytarza zachowały się ceramiczne kafelki, nad nimi pod sufitem ozdobny element architektoniczny. Wszystko to świadczy o tym, że przed wojną była to kamienica o wysokim standardzie (jak na tamte czasy) i mieszkali w niej lepiej sytuowani miejscowi rzemieślnicy. Teraz obraca się w ruinę.

Na parterze od 1947 r. mieszkają Czesława i Zenon Balcerzakowie. Jak pamięcią sięgną, nie przypominają sobie, aby kiedykolwiek prowadzono tu jakiś remont na większą skalę. Coś tam grzebano przy elektryce, wymieniono instalację gazową, ale ściany tak z zewnątrz, jak i wewnątrz oraz dach nigdy nie były odnawiane. Jakieś 5 lat temu wymieniono frontowe drzwi (od strony ul. 1 Maja) i to z automatem, aby same się zamykały. Urządzenie było jednak od początku wadliwe i zatrzaskiwało drzwi z ogromnym hukiem, co doprowadziło do tego, że wyleciał z nich cały dolny panel. Teraz w jego miejscu powstała dziura.

- Jak to wygląda - załamuje ręce pani Czesława Balcerzak. Pokazuje nam też klatkę schodową z odpadającą, łuszczącą się farbą. Na schodach stoi kilka wiader, do których kapie woda. Dzieje się tak dlatego, że w stropie nad schodami, wskutek nieszczelności dachu odpadły spore kawałki tynku i spod nich leje się teraz woda opadowa i roztopowa.

- Aby wejść niezmoczonym do mieszkania, trzeba otwierać w korytarzu parasolkę - irytuje się lokatorka. Dodaje, że jej synowie wiele razy monitowali ZGK, dzwonili i rozmawiali z dyrektorem Woźniakiem. Ten uspokajał ich, że sprawa została przyjęta, ale niestety, żadnych napraw mieszkańcy domu nie doczekali się do dzisiaj. W zawilgoconym mieszkaniu widać na ścianach pleśń. Na domiar złego nie ma jak dojść do pomieszczeń gospodarczych usytuowanych na podwórku. To zalewane jest ustawicznie, bo nie ma z niego żadnego ujścia dla wód deszczowych, czy obecnie roztopowych.

- Musiałam kupić sobie gumiaki, aby dostać się do składziku z opałem - żali się Czesława Balcerzak. Dodaje, że mimo to z trudem przebrnęła przez podtopione i grząskie podwórko, nieomal się wywracając. Rodzinie Balcerzaków chodzi jednak głównie o naprawy przeciekającej klatki schodowej i dziurawych drzwi, bo niepokoi ich to, że przez te usterki następuje przyspieszone niszczenie budynku.

Martwią się o to, gdzie mieliby się podziać, jak budynek zmarnieje. Informują też nas, że na poddaszu w okropnych warunkach bytuje sześcioosobowa rodzina.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.