Droga

Przyjaciółko "Kurka",

muszę na początku dodać: "Droga Przyjaciółko "Kurka" w kraju i zagranicą". Bo to, co dla Czytelniczki mieszkającej - tymczasowo lub na stałe - zagranicą jest jasne, niektóre Czytelniczki mieszkające w kraju może bardzo zdziwić.

Otóż w ostatnim czasie, kiedy choroba przykuła mnie do łóżka, a było do załatwienia kilka pilnych spraw, moja małżonka wybrała się do urzędu kierowanego przez wójta Wojciechowskiego.

Nie przeczę, że wybierała się tam jak na wojnę. Dosyć naczytała się i nasłuchała o tym, co dzieje się w ratuszu. Dość, że powiem, że nie staję po żadnej stronie, ale jak mi się widzi działania osób wybranych do sprawowania różnych funkcji nic nie mają wspólnego z przysięgą, którą składają (a przynajmniej powinni składać), że będą pracować dla dobra ludzi, czyli mieszkańców Szczytna.

Mam to szczęście, że mieszkam na terenie gminy, której głową jest wójt, który, jak orzekli inni samorządowcy, może posłużyć za wzorzec wójta i jako takiemu powinno się zrobić odlew i złożyć tam, gdzie leżą inne wzorce (np. metra) czyli w Sevres pod Paryżem. Nie chciało mi się w to wierzyć, ale po powrocie żony z miasta (siedziba Gminy mieści się też w ratuszu, w tym samym gmachu, co Rada Miejska) - musiałem. Nie dość, że załatwiła wszystko jak trzeba, to jeszcze przy okazji "poprowadzona za rączkę" przez sympatyczne i grzeczne urzędniczki załatwiła kilka innych spraw, które wydawały się niemożliwe do załatwienia, a co najmniej trudne.

Dotyczyło to też podległych Urzędowi Gminy instytucji. Słowem - żona wróciła z miasta uszczęśliwiona, co jej się ostatnio rzadko zdarzało.

W "Kurku" można też przeczytać, Droga Przyjaciółko (w kraju i poza nim) o przyznaniu statuetek "Juranda".

Wyróżniono większe gremium, jak społeczność wsi Wesołowo, a także pojedyncze osoby, kierujące często większymi zespołami. Te Przyjaciółki, które czytają niniejsze listy, znają mnie pewnie z mojej przekorności. A akurat nadarza się dobra okazja.

Otóż trwają w kraju liczne strajki lekarzy i pielęgniarek. Bo w lecznictwie jest źle. O czym się nieraz sam przekonałem, chociaż przykładów dobrego działania lekarzy i dobrego wyposażenia szpitali też nie brakuje. Z radością więc przeczytałem w "Kurku", że przyznano "Juranda" kierownikowi Niepublicznego Zakładu Domowej Opieki Paliatywnej "Hospicjum Domowe" doktorowi Andrzejowi Lipińskiemu. Jak najzupełniej słusznie. Sam coś wiem na ten temat. Wyobraź sobie, Droga Przyjaciółko, że chorzy mają do dyspozycji w czystym i pięknie położonym budynku mały gabinet, gdzie doktor przyjmuje w godzinach rannych, a potem do chorych obłożnie dojeżdża samochodem, nierzadko kilkanaście lub więcej kilometrów. Wykona konieczne badania, wypisze recepty, pogada, pożartuje. Ponadto zawsze jest osiągalny telefonicznie, a kiedy trzeba, załatwi karetkę, gdy chorego należy przewieźć do szpitala. Dzielnie mu w tym pomagają pielęgniarki, panie Beatka i Ewa (to te, które znam). Rzadko takie siostry spotyka się w szpitalach czy przychodniach. Można się do nich zwrócić w każdej sprawie. Zawsze pomogą.

Zażartuję na koniec: w takich warunkach - żyć, nie umierać.

Pozdrowienia

Marek Teschke

2006.06.07