TRUDNA SZTUKA PROMOCJI

Trudna sztuka promocja

Uff! Zimę żegnamy chyba już definitywnie. Choć schyłek ubiegłego tygodnia nie był jakiś rewelacyjny pod względem pogodowym (ziąb i śniegowa plucha dały znać o sobie), to w dniu wydania gazety powinno już być słonecznie i cieplutko, słowem wiosennie. Dlatego porzućmy już tematy zimowo-roztopowe i zajmijmy się czymś przyjemniejszym i zabawniejszym. Czymś, co pozornie wygląda na żart lub wygłup, a może być elementem promocji miasta. Nie tak dawno temu „Kurek” w artykule „Promocja czy fikcja?” poruszał sprawy rozsławiania miasta w świecie i zastanawiał się, czy Szczytno jest dobrze i skutecznie promowane. Wątpliwości targały już nawet komisją rewizyjną Rady Miejskiej, czyli sięgnęły samego źródła, które powinno tryskać pomysłami. W końcu po to m. in. wybieraliśmy radnych. Tymczasem wynik obrad nie był ani budujący, ani wesoły, co gorsza nic nie wnoszący. Skrytykowano miejskich urzędników oraz dyrekcję domu kultury. I choć zaznaczono, że działań promocyjnych nie brakuje, ich efekty nie rzucają na kolana. Padły jedynie postulaty, by m. in. wykorzystać pomnikową już postać Krzysztofa Klenczona. No tak, na taki pomysł wpaść nietrudno, zwłaszcza, jeśli obraduje się w ratuszu mając dosłownie przed oczyma widok na park imienia artysty, usytuowany po drugiej stronie ul. Sienkiewicza – fot. 1. No tak, konkluzja jest, ale co dalej z tym Klenczonem...

KUSA PELERYNKA

Rozmaite komisje, tudzież Rada Miejska łamią sobie głowy nad promocją miasta, a tu niespodziewanie, jacyś nieznani mieszkańcy Szczytna wzięli sprawy we własne ręce. Na pierwszy ogień, bo sięgnięto właśnie do klenczonowskich tradycji, poszła drewniana rzeźba stojąca we wspomnianym parku, obok piwiarni „Gama” - fot. 2. Jak widać na zdjęciu, figura Klenczona zyskała, jak na rockmena przystało, czarną pelerynkę. Wdzianko, choć mocno kuse i nie najmodniejszego kroju (o czym za chwilę), to zawsze pełni jakąś tam rolę ozdobno-ocieplającą. Niby to żart, taka zabawa w ubieranki posągów, która może się wydawać działaniem infantylnym, ale wcale nie musi być to tak postrzegane.

PRZYMIARKI W GŁOGOWIE

Z podobnymi działaniami, tyle że na znacznie większą skalę mamy do czynienia w mieście Głogów. Tam mieszkańcy ubrali już kilka pomników, m. in. rzeźbę dziewczynki stąpającej po schodach miejscowego ratusza. W jakiś czas potem zatroszczyli się też o posąg stojący przy tamtejszym zbiegu ulic Grodzkiej (nazwa nie jest jednak na cześć znanej posłanki, a chodzi o miasto, czyli gród) i ul. Starowałowej - fot. 3. Nawiasem mówiąc, gdyby taka figura o nowoczesnych kształtach i zaburzonych proporcjach stała w naszym mieście, dopieroż byłaby krytykowana (pod ubrankiem jest naga)! Tymczasem głogowianie przepojeni dumą chwalą się swoimi przyodzianymi posągami, m. in. na licznych internetowych forach i już myślą o nowych szykownych ubrankach dla swoich pomników.

W STOLICY KAPELUSZY

Wszyscy zapewne mamy jeszcze w pamięci niedawną olimpiadę w Londynie. No i właśnie londyńczycy z tej okazji również postanowili zabawić się w ubieranie pomników, choć już nie tak radykalne jak w Głogowie, bo Anglikom chodziło tylko o kapelusze. Londyn w zasadzie nigdy nie miał miana światowej stolicy mody, ale w kwestii nakryć głowy ciągle dzierży palmę pierwszeństwa. Tu powstają najnowsze i najmodniejsze projekty kapeluszy. Dlatego, aby przypomnieć o tym światu, najwięksi projektanci w tej dziedzinie, których nazwiska nic nie mówią nam mężczyznom, ale są znane pewnie wszystkim damom w Szczytnie, jak Philip Treacy, czy Stephen, zaangażowali najlepszych londyńskich kapeluszników do wykonania kilkudziesięciu modeli. Gdy były już gotowe zabrano się do przystrajania posągów - fot. 4. Na zdjęciu widzimy od lewej „okapeluszowany” posąg admirała Nelsona, pomnik zakochanych (Hyde Park) i figurę Anioła Pokoju. Jak podkreślały angielskie gazety, było to ważne przedsięwzięcie dla londyńczyków, które jak się spodziewano, przeszło nie bez echa w świecie. Poza tym, co warte podkreślenia, pomyślano w tym projekcie nie tylko o samej promocji miasta, bo wyciągnięto z niego jeszcze i inne korzyści. Wszystkie kapelusze po igrzyskach zostały zlicytowane na cele charytatywne, a ponieważ były zaprojektowane przez najlepszych stylistów ceny osiągnęły niebagatelne, dzięki czemu uzyskano naprawdę spore fundusze. No i jeszcze to - pomysłodawcą i zleceniodawcą projektu był burmistrz Londynu i... Brytyjska Rada Mody, a nie jak byśmy się spodziewali tamtejsza rada miejska.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.