Charakterystyczny, widoczny od strony torów budynek stojący na ul. Polnej znany jest każdemu mieszkańcowi Szczytna oraz wszystkim, którzy przejeżdżają przez miasto koleją. To tu już od czterdziestu siedmiu lat produkowane są kasze sprzedawane nie tylko na terenie całej Polski,

ale także poza jej granicami, w tym również w Stanach Zjednoczonych.

Kasza z historią

NA PÓŁKACH W CHICAGO

W świadomości mieszkańców innych regionów kraju Szczytno słynie głównie z Wyższej Szkoły Policji i literackiego utrwalenia w powieści Henryka Sienkiewicza „Krzyżacy”. Jak się jednak okazuje, szczycieńskim znakiem firmowym jest, o czym pewnie nie każdy wie ... kasza pochodząca z miejscowej kaszarni. Produkty z nazwą Szczytna są znane również poza granicami Polski, a nawet za oceanem. Kilka lat temu przebywająca w Stanach Zjednoczonych szczytnianka Izabela Rygielska na półkach w jednym ze sklepów w Chicago ze zdziwieniem odkryła kaszę pochodzącą z rodzinnego miasta.

- Od pani układającej towar na półkach usłyszałam, że kasza ze Szczytna cieszy się największą popularnością - relacjonowała „Kurkowi” Izabela Rygielska. Dyrektor kaszarni Robert Malinowski dodaje, że szczycieński produkt trafia też do sklepów w Europie. Naszą kaszę można kupić m. in. w Belgii i Anglii. Wiele wskazuje na to, że zyskała ona już swoją markę, a Szczytno dobrą formę promocji.

- Kiedy przejmowaliśmy zakład, zdawaliśmy sobie z tego sprawę, dlatego nie chcieliśmy rezygnować z tej nazwy - mówi dyrektor Malinowski. Dodaje jednak, że na wszelki wypadek właściciel zakładu, grupa kapitałowa „Melvit”, wystąpiła do Urzędu Miejskiego z pytaniem, czy może używać nazwy Szczytno na swoich produktach. Odpowiedź była pozytywna.

NAJPIERW BYŁ TARTAK I MŁYN

Budynek szczycieńskiej kaszarni to obok browaru jeden z ciekawszych pod względem architektonicznym obiektów przemysłowych w mieście. Jego dzieje sięgają końca XIX wieku i są nierozerwalnie związane z zasłużoną dla przedwojennego Szczytna rodziną pruskiego fabrykanta Richarda Andersa. W 1889 roku, wkrótce po osiedleniu się tu, zbudował on w sąsiedztwie torów kolejowych, przy obecnej ul. Polnej tartak oraz młyn. Była to pierwsza większa inwestycja Richarda Andresa w Szczytnie. Pobudowane pod koniec XIX stulecia obiekty na początku czerwca 1909 roku zniszczył pożar, który wybuchł w okolicy dworca. Upalna pogoda sprawiła jednak, że żywioł przeniósł się na drugą stronę torów. Strawione

przez ogień obiekty zostały w stosunkowo krótkim czasie odbudowane. W miejscu spalonych, powstały dwa nowe budynki, z których jeden, obecna kaszarnia, zachował się do dziś. W okresie II wojny światowej w pobliżu zakładu usytuowane były baraki zamieszkiwane przez jeńców przydzielonych do pracy w fabrykach Andersa przez władze nazistowskie. Wśród nich znajdowali się Polacy, Włosi i Francuzi, łącznie około 500 osób.

ŁUSKA JEDZIE DO JAPONII

Po wojnie, w latach 50. w opuszczonych magazynach dawnego młyna funkcjonował spichlerz zbożowy. W 1961 roku władze zdecydowały o utworzeniu tu kaszarni. Pierwszym jej dyrektorem został Edmund Słomiński, który na stanowisku tym pracował aż do połowy lat 80.

- Od początku produkowaliśmy tu kaszę jęczmienną i gryczaną. Jak na owe czasy był to jeden z lepiej rozwiniętych zakładów pod względem technologicznym - wspomina kierownik produkcji Włodzimierz Wilczek, pracujący w kaszarni od 1965 roku. W tamtym okresie zatrudnienie sięgało stu osób. Szczycieńska kaszarnia wchodziła w skład większej struktury organizacyjnej Państwowych Zakładów Zbożowych, które obejmowały także młyny w Pasymiu, Olsztynie i Biskupcu. Skupem i magazynowaniem surowca zajmowała się wówczas centrala w Olsztynie.

- W poprzednim systemie zakład działał na zasadzie przydziałów i rozdziałów. Wszystko, co zostało tu wyprodukowane, rozdzielano, ale nie my się tym zajmowaliśmy - opowiada Włodzimierz Wilczek. Od początku istnienia zakładu, cały cykl produkcyjny właściwie się nie zmienił. Działają tu dwie niezależne linie do wyrobu kaszy gryczanej i jęczmiennej. W przypadku tej pierwszej zboże po przyjęciu do kaszarni zostaje wsypane do silosów. Potem poddawane jest czyszczeniu, a następnie trafia do prażarek. To z nich pochodzi charakterystyczny, dobrze znany mieszkańcom Szczytna zapach. Po prażeniu odbywa się obłuskiwanie ziaren. W wyniku tego powstają produkty uboczne w postaci łusek oraz otrębów pszennych, które także są sprzedawane. Pierwsze wykorzystuje się do produkcji materacy antyodleżynowych, z kolei otręby stanowią paszę dla zwierząt.

- W latach 70. łuskę wysyłaliśmy aż do Japonii. Miesiąc w miesiąc szło tego 130 ton. Produkcja była na takim poziomie, że pracowaliśmy nawet w soboty i niedziele na trzy zmiany - wspomina Włodzimierz Wilczek. Dawniej większość transportów do zakładu szła koleją. Pracownicy musieli wyładowywać zboże z wagonów łopatami i wdychać szkodliwy dla zdrowia pył. Dziś pamiątką po tych czasach jest nieczynna już bocznica, a transport odbywa się w specjalnych samochodach przystosowanych do przewozu zbóż.

Szczycieńska kaszarnia była jedynym tego typu zakładem w województwie. Tak pozostało zresztą do tej pory, bo żaden z działających na naszym terenie nie wykorzystuje podobnej technologii.

- Nasza kasza gryczana charakteryzuje się tym, że po ugotowaniu każde ziarno można osobno wybrać widelcem - podkreśla zalety produktu pan Włodzimierz.

SZCZYTNO ROBI, PAKUJE OSTROŁĘKA

Dawniej w ramach kaszarni istniała także pakownia. W 1976 r. zakupiono i uruchomiono tu pierwszą linię do paczkowania „Trans Wrab”. Kilka lat temu zrezygnowano jednak z konfekcjonowania kaszy w Szczytnie. Będący od 2000 r. właścicielem zakładu „Melvit” robi to teraz w Ostrołęce. Stąd na opakowaniach firmowanych marką szczycieńskiej kaszarni, widnieje adres ostrołęckiego producenta.

- Zrezygnowaliśmy z konfekcjonowania kaszy w Szczytnie ze względu na brak warunków oraz na to, że urządzenia służące do tego pamiętały jeszcze lata 70. - tłumczy Robert Malinowski.

Obecnie w Szczytnie produkowane są kasze perłowe, wiejskie, pęczak oraz gryczana. W zakładzie pracuje teraz około dwudziestu osób. Mimo stosunkowo niedużego stanu kadrowego, zakład w ostatnim czasie notuje większą produkcję. Kasze ze Szczytna trafiają do dużych sieci handlowych na terenie całego kraju, takich jak Leclerc, Makro Cash and Carry czy Auchon.

Historia szczycieńskiej kaszarni to także losy zatrudnionych w niej ludzi. Wielu z nich, tak jak Włodzimierz Wilczek, pracowało tu przez przeszło czterdzieści lat. Do osób o najdłuższym strażu należeli Ireneusz Majkowski, Jan Felczak i Antoni Karnacewicz.

- Czas mojej pracy w kaszarni wspominam bardzo dobrze, bo przecież spędziłem tu swoje młode lata, a do tego wiele się nauczyłem od starszych pracowników - mówi pan Włodzimierz.

Ewa Kułakowska/Fot. E. Kułakowska