Zniszczone zasiewy kukurydzy i zryta łąka to efekt działalności dzików, które na polu należącym do Ryszarda Gronowskiego z Piasutna poczyniły znaczne szkody. Gospodarujące na tym obszarze Koło Łowieckie „Rogacz”

ze Świętajna zaproponowało rolnikowi odszkodowanie, ale ten uważa,

że jego wysokość jest zbyt niska w stosunku do poniesionych strat. Zapowiada, że swoich racji będzie dochodził na drodze sądowej.

Sąd rozstrzygnie spór

DZIKI W SZKODZIE

Ryszard Gronowski z Piasutna od blisko dwudziestu lat prowadzi gospodarstwo rolne specjalizujące się w produkcji mleka. Rolnik hoduje 63 sztuki bydła. Aby zapewnić im paszę, na leżących w pobliżu lasu gruntach uprawia kukurydzę. Ta z kolei jest przysmakiem nie tylko dla krów, ale także dzików, które w ostatnim czasie dość często są nieproszonymi gośćmi na polach należących do pana Ryszarda.

W połowie minionego tygodnia w ciągu zaledwie jednej nocy zwierzęta dokonały dużych zniszczeń w uprawie, a do tego jeszcze poczyniły szkody na pobliskiej łące. Rolnik od razu zwrócił się z prośbą do gospodarującego w tym obrębie Koła Łowieckiego „Rogacz” ze Świętajna, by jego przedstawiciele oszacowali szkody. Zgodnie z prawem to właśnie koła łowieckie są zobowiązane do rekompensowania strat wyrządzonych przez zwierzynę leśną.

- Chciałem się z tymi panami dogadać uczciwie. Za zniszczoną kukurydzę, mimo że należało się więcej, zażądałem 500 złotych, a za łąkę 1 tysiąc złotych. Wtedy członkowie koła szacujący szkody mnie wyśmiali i odjechali, mówiąc, że mogą mi wypłacić za wszystko tylko tysiąc złotych - relacjonuje Ryszard Gronowski.

ŻARTY SIĘ SKOŃCZYŁY

Rolnik nie przystał na ofertę koła i postanowił walczyć o swoje. Zwrócił się do wójta gminy Janusza Pabicha o mediacje. Zaprosił do siebie także przewodniczącego komisji rolnej przy Radzie Gminy Świętajno radnego Wiesława Kozłowskiego, sołtysa, jednego z sąsiadów oraz przedstawiciela izby rolniczej, by oni oszacowali poczynione przez dziki szkody. Po ich wizycie rolnik podniósł kwotę odszkodowania, domagając się od koła pokrycia strat w 70% i wypłaty 4,5 tys. złotych. Po negocjacjach myśliwi zaproponowali, że maksymalna suma, jaką mogą wypłacić to 3 tysiące złotych. Ryszard Gronowski ponownie ofertę odrzucił i zapowiada, że nie ustąpi. Wspierają go w tym inni rolnicy.

- Skończyły się żarty i sentymenty. W rolnictwie trwa bessa, obowiązują niskie ceny za mleko i za żywiec, a pasza jest bardzo droga. Musimy i tak cały czas schodzić z kosztów. Nie mamy z czego dokładać do szkód - mówi Wiesław Kozłowski. Rolnicy zapewniają, że zawsze starali się współpracować z kołem i szukać kompromisowych rozwiązań. Według nich zdarzało się jednak, że druga strona wykorzystywała takie ugodowe nastawienie.

- Bywało, że przyjeżdżali do poszkodowanego rolnika, dawali mu 200 złotych i stawiali ultimatum - albo bierzesz, albo nie dostaniesz nic. Większość się na to godziła - mówi Wiesław Kozłowski, dodając, że gospodarze przeważnie nie mają czasu na procesy sądowe, co członkom kół łowieckich jest bardzo na rękę.

WINNE PRAWO

Wiesław Zygmunt z Koła Łowieckiego „Rogacz” zapewnia, że on i jego koledzy w całej sprawie wykazali maksimum dobrej woli, stawiając się na szacowanie szkód od razu po wezwaniu. Wskazuje też, że do powiększenia strat przyczynił się sam gospodarz, nie zbierając po pierwszej wizycie dzików kukurydzy.

- Dzik nie czeka, tylko nocą przychodzi na żer. Rolnik nie przystał na naszą ofertę, nie zebrał kukurydzy i w tej chwili szkoda faktycznie jest większa, ale to już nie nasza wina - mówi Wiesław Zygmunt. Dodaje, że jego koło zawsze solidnie szacuje straty.

- Rzetelnie podchodzimy do sprawy, staramy się współpracować z rolnikami - zapewnia.

Jego zdaniem winne całej sytuacji jest obowiązujące prawo, zgodnie z którym tylko koła są zobowiązane do pokrywania szkód czynionych przez zwierzynę należącą do Skarbu Państwa.

- Prawo należy zmienić tak, by i państwo partycypowało w wypłatach odszkodowań. Jeśli będzie tak jak teraz, to dwóch, trzech takich rolników jak pan Gronowski, a nasze koło padnie - przewiduje Wiesław Zygmunt. Jak mówi, koła nie stać na wypłaty tak wysokich odszkodować, bo utrzymuje się tylko ze składek członkowskich oraz pieniędzy za upolowaną zwierzynę. W ciągu sezonu łowieckiego suma ta nie przekracza dwudziestu kilku tysięcy złotych. O tym, że istniejące prawo należy zmienić, przekonany jest także Bolesław Woźniak z Koła Łowieckiego „Żbik”. Przypomina, że jeszcze kilka lat temu w wypłacaniu odszkodowań partycypowały Lasy Państwowe, teraz cały ciężar wypłat spada na myśliwych.

- Zdarza się, że czasem szkody dochodzą do kilkudziesięciu tysięcy, a koła po prostu nie stać na wyłożenie takiej sumy - mówi Bolesław Woźniak. Wyjaśnienia te nie przekonują Ryszarda Gronowskiego.

- Moja cierpliwość już się wyczerpała i nie zamierzam dłużej dokładać do strat, które powinno mi zrekompensować koło - mówi rolnik i zapowiada, że swoich racji będzie teraz dochodził na drodze sądowej.

Ewa Kułakowska/Fot. A. Olszewski