Przypadek TP S.A.

Nie lubię pisać tego rodzaju felietonów. Mają one charakter artykułów interwencyjnych, ale obiecałem go pewnej znajomej, więc muszę dotrzymać słowa - to po pierwsze. Po drugie - taki przypadek mógł się zdarzyć każdemu z nas. Wreszcie po trzecie - jest obrazem pewnej choroby, którą jeszcze niedawno Niemcy pogardliwie nazywali "Polnische Wirtschaft". Teraz już tak nie mówią, co dobrze świadczy o ich wychowaniu, a co nie oznacza, że tak nie myślą.

Ale do rzeczy.

... Z pieca spadło

Moi znajomi, zgodnie z panującą modą, oddają się namiętnie eksperymentom kulinarnym polegającym z grubsza na wymyślaniu różnych nowych potraw i serwowaniu ich swoim przyjaciołom. Testowania tych eksperymentów na moim żołądku nie uważam za najlepszy obyczaj i pewnie by tego mój układ trawienny nie zniósł, gdyby nie to, że zabezpieczam się przed zatruciami odpowiednią dawką przezroczystego płynu mającego właściwości odkażające. Ostatnio zostałem zaproszony na gołąbki w kiszonych liściach winogron. Nawet smaczne. Ale w trakcie delektowania się potrawą, gospodyni opowiedziała mi zdarzenie, które oburzyło ją dogłębnie, a które opiszę poniżej, poprzedzając go krótką retrospekcją.

Nieco historii

W Szczytnie, w pięknym miejscu na górce, w pobliżu klasztoru, stoi gmach, w którym kiedyś mieścił się Rejonowy Urząd Telekomunikacji Polskiej. Od niepamiętnych czasów chodziło się tam załatwiać różne sprawy. Dawniej - w sprawie założenia telefonu (co okazywało się najczęściej niemożliwe), a w czasach bardziej nam współczesnych, w celu sprostowania zawyżonego rachunku telefonicznego, lub zwyczajnie by uregulować należności. Kolejki bywały niewielkie, a sama operacja nie wymagała dodatkowych opłat. Potem kasy zlikwidowano, a rachunki - już za dodatkową opłatą - nakazano płacić na poczcie. W gmachu pozostała jedynie komórka "kontaktu z klientami". Ale i ta zniknęła, drzwi zamknięto na klucz, a na ścianie budynku pojawiła się tablica informacyjna, że najbliższy "telepunkt" znajduje się w Olsztynie.

I tu zaczyna się historia mojej znajomej.

Próba nerwów

Moja znajoma miała do wyjaśnienia pewną sprawę dotyczącą rachunku. Zgodnie z informacją podaną w tymże zadzwoniła pod numer 9576, gdzie poinformowano ją, że sprawy wyjaśnić się nie da. Ale znajoma ma już swoje lata i z niejednego pieca chleb jadła, więc postanowiła monitować "u władz" i zatelefonowała do Olsztyna zgodnie z podanym w książce telefonicznej numerem, by dowiedzieć się, że wszelkie sprawy powinna załatwić właśnie pod numerem 9576. W tym momencie jeszcze się nie zdenerwowała, bo wiedziała, że to jest może jakieś wyjście. I było. Następny bowiem telefon pod wskazany numer okazał się szczęśliwy, bowiem rozmowa wykazała, że sprawę załatwić się da. Tak bywa. W zależności, kto ma akurat dyżur pod tym numerem. Ale, niestety, historia na tym się nie kończy. Po jakimś czasie okazało się, że mimo obietnicy załatwienia, sprawa nie została załatwiona. Co robić? I tu następuje pamiętny dzień 13 października br.

Nie dajmy się zwariować

Otóż tego dnia znajoma przypomniała sobie, że na tablicy, na gmachu Telekomunikacji Polskiej S.A. na górce przed klasztorem białymi literami na niebieskim tle był wypisany numer telefonu do Olsztyna, do "telepunktu". Zadzwoniła. Za pierwszym razem nikt nie podnosił słuchawki, ale po dłuższej przerwie zatelefonowała ponownie, by się dowiedzieć, że może spróbować zadzwonić do Kętrzyna, gdzie obecnie mieści się odpowiedni urząd, który przejął obowiązki tego zlikwidowanego w Szczytnie. Tym razem skorzystała z informacji ogólnodostępnej 913. Podano jej numer telefonu: 751-42-50. Naturalnie czym prędzej wykręciła ten numer i usłyszała z automatycznej sekretarki, że należy dzwonić pod numer, który już znała na pamięć, czyli 9576. Chyba nawet wówczas zaklęła pod nosem. Ale licząc na łut szczęścia i z braku innego wyjścia, skorzystała z rady. Tym razem znów trafiła na automatyczną sekretarkę, która grzecznie poinformowała ją, że obowiązki informatora spod tego numeru przejęła osoba, która zgłosi się po wykręceniu numeru 9393. Mówiąc szczerze ucieszyła się, chociaż jako osoba doświadczona mogła spodziewać się najgorszego, bowiem kromka chleba zawsze spada masłem na dół. Tak też i było! Po wybraniu numeru 9393 okazało się bowiem, że to co pod tym numerem miało być załatwione, załatwić się nie da, bowiem "linia jest w trakcie organizacji" i jest nieczynna. Czyli odesłano ją pod numer, który nie funkcjonuje, czyli... nigdzie.

W ten sposób wszelka komunikacja z Telekomunikacją Polską S.A. została zerwana.

Wniosek z całego zdarzenia będzie tylko jeden: nie dajmy się zwariować reklamie, w której jedna z najlepszych polskich lektorek i prezenterek telewizyjnych (mówiących wyraźnie i poprawnie po polsku) p. Czubówna, zachwala usługi swojej firmy, w której się zatrudniła. A tą firmą jest faktyczny monopolista na polskim rynku: Telekomunikacja Polska S.A., zarządzana, jak widać, sprawnie i bez obawy o utratę rynku.

A gołąbki w liściach winogron z nadzieniem nie do końca przeze mnie rozszyfrowanym były pyszne.

Marek Teschke

PS.

Uprzejmie informuję, że "błękitna linia" 9393 w dniu 17 października była jeszcze nieczynna.

2003.10.22